Nie wiem, co mi do głowy strzeliło, żeby w taki upał zakładać czarny kapelusz. Chyba po prostu pasował mi do włóczykijowego nastroju, stworzonego przez bluzkę z indiańską sową, (podwijającą się co chwila) asymetryczną spódnicą, wiązane buty i rykoszetkową torbę płócienną (i po raz kolejny nie mogłam sobie odpuścić konstrukcji z ramiączek typu spaghetti na plecach). W końcu w planach miałam włóczenie się po Wrocławiu — chciałam zajrzeć na dawno nieodwiedzane Nadodrze, niestety skończyło się tylko na Ogrodzie Botanicznym, który chwaliłam i polecałam w poprzednim wpisie.
Schowanie się przed ulewą podczas bardzo upalnego dnia w szklarni z meksykańskimi sukulentami, gdzie temperatura wynosi ponad 35 stopni, to nie jest najlepszy pomysł. Ale przynajmniej po wyjściu na dwór ulga była podwójna.
#selfietime
A co tam takiego interesującego? A takie piękne kaktusy i sukulenty.
KOMENTARZE