Ponad stuletnia palmiarnia, zbudowana z miłości Jana Henryka XV do jego żony księżnej Daisy (która miłośniczka kwiatów i tropikalnych roślin nie chciałaby takiego prezentu!) pełniła początkowo funkcję ogrodu zimowego. To stąd egzotyczne cytryny, pomarańcze czy banany wędrowały na stoły zamku Książ.
Wciąż hodowane są tu chociażby pomarańcze, funkcjonuje pracownia drzewek bonsai czy sklepik z sukulentami, gdzie naprawdę ciężko zdecydować się tylko na jednego małego kaktusa. Ale przede wszystkim to miejsce, gdzie można posiedzieć pod ponad dwustuletnimi palmami daktylowymi, chować się za liśćmi monstery i po prostu poczuć się przez chwilę jak w tropikalnym lesie albo południowoamerykańskiej pustyni.

Kiedy na dworze pada, w palmiarni naprawdę można poczuć się jak w lesie deszczowym, bo z przeciekającego zadaszenia co chwilę kapie coś na głowę.
Zastygła lawa z Etny, sprowadzona specjalnie na potrzeby palmiarni.
Ciężko wybrać... W końcu zdecydowałam się na takiego.
Liście monstery są wszechobecne, ale zastanawialiście się kiedyś, jak wygląda owoc tej rośliny? No, to już wiecie ;)
Po samych ogrodach się nie poprzechadzałam, niestety pogoda nie zachęcała. No i musiałam pędzić do Starej Kopalni, żeby zdążyć na zwiedzanie z przewodnikiem. Ale przed południem w palmiarni panował spokój i miałam ją praktycznie całą dla siebie. Dlatego bez spiny mogłam pozować z monsterą, a mój skandalicznie super plecak od Japier Papier mógł pozować z innymi sukulentami.
Nie wiem, jak to się mogło stać, ale do Wałbrzycha pojechałam... Bez kawy! Na szczęście w palmiarni znajduje się kawiarnia, w której można odpocząć pośród zieleni. Nic tam nie zmieniło się przed ostatnie 16 lat...;)
Jeśli tak jak ja lubicie kaktusy i inne sukulenty, to na pewno spodoba Wam się wpis o monsterze czy zdjęcia sukulentów z wrocławskiego Ogrodu Botanicznego.
KOMENTARZE