Upiorne mieszkania

upiór w bloku marta rysa

Jeśli nigdy nie musieliście szukać pokoju do wynajęcia - zazdroszczę Wam. 


Wrocławski rynek nieruchomości nie jest łaskawy dla studentów poszukujących swoich czterech kątów - i pewnie wszędzie tak jest. Ceny zawsze za wysokie, mieszkania położone zawsze za daleko, zawsze coś nie tak, a jednak gdzieś trzeba mieszkać. Najgorsze chyba są te momenty, kiedy w ogłoszeniu wszystko wygląda w miarę ok (nawet nie dobrze, wystarczy, żeby było ok), a na miejscu okazuje się, że do wynajmowanego pokoju można się dostać tylko przez pokój przejściowy (w sytuacji, kiedy są to jedyne dwa pokoje, Ty jesteś dziewczyną, a drugi lokator jest chłopakiem wydaje mi się to nieco kłopotliwe, ale to może tylko mi), w łazience na połowie ścian nie ma płytek, czynsz tak naprawdę jest o 100 złotych wyższy, w toalecie wita Cię niespuszczona woda w toalecie, dwa osobne pokoje są tak naprawdę dużym salonem, który można sobie przedzielić... No po prostu po jakimś czasie ma się dość. A to tylko moje historie, nie mówiąc już o tych usłyszanych od znajomych.



Marta Rysa opisała swoje przeżycia z szukania mieszkania w Warszawie. Jej oczekiwania były trochę wyższe niż przeciętnego studenta, ale nic dziwnego - kiedy szuka się czegoś do zamieszkania na dłużej, a nie tylko dziewięć studenckich miesięcy, zwraca się uwagę na więcej szczegółów.
Książka "Upiór w bloku. Kryminałki mieszkaniowe" to zbiór kilkustronnicowych opowiadań - raczej nie reportaży, jak napisano na okładce. To bardziej takie historyjki, którym dalibyście lajka na Facebooku i wysłali znajomym. Niektóre bawią, niektóre przerażają. Ale nawet śmiech będzie śmiechem przez zły, jeśli miało się podobne doświadczenia. Szkoda, że chociaż niektóre z opowieści nie są zilustrowane zdjęciami oglądanych mieszkań - chciałabym zobaczyć, jak wyglądało opisywane przez Rysę nietypowe apartamenty, zwłaszcza ten praktycznie zamieniony w szklarnię czy ten z łazienką z greckimi kolumnami i wielką wanną na środku.

Liczba absurdalnych spotkań przy okazji poszukiwania mieszkań była tak duża, że zaczęłam się zastanawiać, czy ze mną jest wszystko w porządku.

Mieliście może kiedyś do czynienia z agentami nieruchomości? Ja nie - i powiem szczerze, że po lekturze książki chyba wolałabym szukać mieszkania na własną rękę. W opowieściach przewija się galeria kolorowych postaci, pewnie trochę przerysowanych. Ale nieodmiennie przekonujących, że te koszmarne lokale mogą być spełnieniem marzeń, wystarczy tylko trochę się postarać, tu kwiatka postawić, tu zasłonkę powiesić, tu gołębie przegonić, tu dziurę w podłodze naprawić...

Zawodowi kłamcy? Entuzjaści potrafiący grać role życia, kiedy dany metraż trzeba koniecznie komuś upchnąć? Co tkwi za fasadowymi obliczami ludzi dzierżących czarne teczki i skłonnych ruinę uznać za przejaw artyzmu albo modnej dekadencji?

Ktokolwiek zajrzał kiedyś na Polisz Arkitekczer albo Chujowe mieszkania do wynajęcia ten wie, jaką fantazją w urządzaniu domów wykazują się Polacy. Właściwie nie ma żadnych ograniczeń, można zamieszkać w zamku, piramidzie, igloo, przenieść się do morskiej krainy, starożytnej Grecji albo wybrać się w przyszłość. I to jest ekstra, każdy może urządzić się tak, jak lubi. Ale przy wynajmowaniu mieszkań to już nie brzmi tak dobrze - fajnie, że właściciel-muzyk lubi spać w sypialni obitej czerwonym aksamitem, takim jego futeraliku, ale to chyba na tyle unikalne upodobania, że ciężko będzie znaleźć najemcę. A kiedy przeczytałam u Kasi na blogu Simplicite o jej podejściu do wynajmowania mieszkania, które ma być schludne, funkcjonalne i łatwe do urządzenia - po prostu nie mogłam  uwierzyć. Gdzie byli tacy wynajmujący, kiedy ja szukałam pokoju we Wrocławiu?!
źródło: Simplicite 

Te trudności ze znalezieniem porządnego mieszkania dziwią tym bardziej, że powstają nowe osiedla domów wielorodzinnych, masy ludzi wyprowadzają się na przedmieścia do domków jednorodzinnych, fabryki przekształcane są w lofty, puste parcele w centrach miast są zabudowywane. Książka Filipa Springera "13 pięter" opowiada o polskim głodzie mieszkaniowym, który trwa od ponad stu lat. Podczas tej lektury jeżą się włosy na głowie i właściwie odechciewa się jakichkolwiek zmian, czy to wynajmowania nowego pokoju czy szukania mieszkania do kupienia.

Wrocław blok

"13 pięter" zdecydowanie polecam (nie pierwszy raz z resztą), a jeśli chodzi o "Upiora w bloku" - jeśli gdzieś na nią traficie, można przeczytać w podróży, ale czy Wam się spodoba zależy od Waszego poczucia humoru i doświadczeń z wynajmowaniem mieszkań. I tych doświadczeń jestem bardzo ciekawa - podzielicie się?

KOMENTARZE

"

Instagram