Insta-friendly


Żyjemy w świecie, w którym wizualia grają coraz większą rolę. Ale nie chodzi tylko o to, żeby coś było ładne i cieszyło oczy - ma być tak zachwycające i efektowne, że mamy poczuć potrzebę zrobienia temu zdjęcia i posłania dalej w świat, żeby rozprzestrzeniało się w Sieci jak wirus. Po co tworzyć, skoro nikt tego nie zobaczy? Robienie zdjęć do domowych albumów, tworzenie makatek na własne ściany odeszło od lamusa, teraz liczą się Social Media i rozgłos!

A gdzie najlepiej wrzucić fotkę? Wiadomo, na Instagrama. Krzywa przyrostu użytkowników nie zwalnia, bo insta-świat pochłania coraz więcej osób - i przyciąga coraz więcej marek. Chyba nie ma lepszego sposobu na zareklamowanie swojego produktu, niż uczynienie z niego obiektu niesamowicie fotogenicznego. Przecież wtedy aż się prosi, żeby go zaaranżować we flatlayu. Podobnie rzecz ma się z miejscami - wystarczy kwiatowa ściana, kolorowy mural, mozaikowa podłoga, rosła monstera i już możemy liczyć wzmianki na Instagramie i Insta Stories.
Gluten Apetit | Bułka z Masłem na pl. Solnym

Czasami wychodzi to zupełnie przypadkiem, ale coraz częściej takie działania są dokładnie zaplanowane. Pewnie przeczytali bloga Kasi, zrobili dogłębną analizę, wyznaczyli swój target i przystąpili do realizacji briefu!

Bo jak inaczej nazwać takie amerykańskie Muzeum Lodów, które o historii lodów za bardzo nie uczy, za to jest wielkim, różowym placem zabaw, pełnym jednorożców, posypek i gumowych misiów? Według pomysłodawczymi lodowego muzeum, Maryellis Bunn, sprzedaż przeniesie całkowicie się do świata wirtualnego, w realu zastąpiona własnie takimi interaktywnymi doświadczeniami, z jednej strony zaprojektowanymi pod Instagrama, a z drugiej promującymi marki. W jej muzeum swoje lody sprzedają lokalne manufaktury, ale opakowania również muszą pasować do otoczenia.
Museum of Ice Cream - zdjęcia reklamowe z profilu FB muzeum
Darmowa instalacja multimedialna Olympus Perspective Playground, która ostatnio gościła we Wrocławiu, to w sumie też nic innego, niż sprytna akcja marketingowa. Ty dostajesz superinstagramowalną przestrzeń, uczysz się o fotografii i poznajesz produkty marki, a Olympus zyskuje tysiące wzmianek w Internecie. Ba, przecież nawet ja tu o nich piszę. (I na Facebooku. I na Instagramie!)
Kiedy na Instagramie spytałam Was o przykłady takich miejsc, które wyglądają jakby były zaprojektowane specjalnie z myślą o tym medium, często pojawiało się wrocławskie Nanan, czyli cukiernia z instagramowalnym wnętrzem i słodyczami. Sama miałam niedawno okazję się o tym przekonać, chociaż zdjęcia trafiły tylko na moje Stories - jest to malutki lokal, bardzo popularny, a na zdjęciach wygląda najlepiej... pusty. Taki to już urok takich przestrzeni, że ludzie są tylko niepotrzebnymi dodatkami, a żeby zrobić sobie idealne zdjęcie, trzeba naczekać się w kolejce lub z wyprzedzeniem zarezerwować stolik w najbardziej fotogenicznym zakątku.
Nanan Wrocław

Zmiana przestrzeni z nie-intagramowalnej w instagramowalną często ma związek z gentryfikacją. To jak naczynia połączone, chociaż pewnie tworzący nowe miejsce i przestrzenie nie do końca sobie zdają sobie z tego sprawę. Nowa przestrzeń przyciąga nowych użytkowników, którzy zachęcają kolejne osoby publikując pochwały w mediach społecznościowych i tak koło się kręci. Poprzedni mieszkańcy, dla których nagle w modnych dzielnicach nie ma miejsca i często nie stać ich na korzystanie z usług nowego typu, prawdopodobnie mieli na uwadze inne rzeczy, niż fotografowanie wszystkiego i dzielenie się tym w Internecie. To jednak przywilej dostępny tym, którzy w kieszeni noszą miniaturowe komputery, mogące więcej niż moglibyśmy sobie wyobrazić, a wykorzystują je do wysyłania memów i boomerangów z drinkami.
rykoszetkowy instagram - ostatnio sporo tu Islandii i zimy
A nieco przewrotnie takim wabikiem na instagramerów często jest street-art i oddolne inicjatywy mieszkańców, tak jak ma to miejsce na Nadodrzu. Tak chcieli oswoić i oznaczyć swoją przestrzeń, a teraz przychodzą tam jakieś blogerki i tylko fotografują kolorowe obrazki, przechodząc od jednego do drugiego wpatrując się w ekran i niedostrzegając nic poza tym. W końcu po co idziemy na najbardziej kolorowe wrocławskie podwórka, będące właśnie takim przykładem wkładu ludzi w ich najbliższą przestrzeń - pokontemplować, czy pochwalić się tym na blogu i na Instagramie?

W przestrzeni miast pojawiają się również rzeźby i instalacje z nazwami miast - tu sprawa korzyści dla obydwu stron (tworzącego i fotografującego) wygląda identycznie. Nicea nawet nie kryje się z tym, po co postawiła nad brzegiem rzeźbę; znak # przed hasłem I Love Nice jasno sugeruje, że to miejsce, gdzie wręcz należy zrobić sobie zdjęcie i opublikować w Internecie. Ale po co ja szukam tak daleko, nawet we Wrocławiu na jednym z bulwarów stoi fikuśny napis WRO za 150 tysięcy złotych.

Napis ma być punktem fotograficznym, rozpoznawalnym dla turystów z całego świata. – Wrocław potrzebuje dobrego PR-u w nowoczesnych mediach. W XXI wieku młodzi ludzie, podróżując po świecie, udostępniają w internecie poprzez media społecznościowe miliony zdjęć na godzinę. Liczy się to, by zdjęcie było jak najbardziej "cool".


Podobnie niektóre bardziej tradycyjne muzea odchodzą od podejścia "Zakaz fotografowania!" i zachęcają do dzielenia się swoimi przeżyciami z obcowania ze sztuką, a portale internetowe prześcigają się w tworzeniu list najbardziej instagramowalnych widoków, miast, pokoi hotelowych, roślin, okładek książek... Przez co może budzić w nas się poczucie, że jeśli z nikim się nie podzieliliśmy naszym przeżyciem, nikt tego nie zalajkował - czy to się w ogóle wydarzyło? Jak już zastanawiałam się na łamach bloga w zeszłym roku - czy lepiej starać się uchwycić chwilę na zdjęciu, czy chłonąć całym sobą i zapisać widoki i wydarzenia we wspomnieniach?


Pisząc to wszystko mam takie przeczucie, że według części z Was to wszystko bzdury i o co mi w ogóle chodzi, ten Instagram o tylko taka zabawa. Wyniki mojej ankiety jasno pokazują, że słowo instagramowalny w ogóle Was nie przekonuje, więc może w ogóle nie myślicie o świecie w tym kontekście.


Ale odezwała się do mnie również Marta, która zajmuje się projektowaniem wnętrz i potwierdziła, że dla jej klientów to faktycznie jest jeden z ważnych aspektów przy tworzeniu projektów - żeby zachęcało odwiedzających do fotografowaniu się w tym wnętrzu. 

Wszystkie te zjawiska, które opisałam może trochę z przekąsem, nie są same w sobie negatywne. Musimy tylko wiedzieć, że istnieją i że mają na nas wpływ. A kiedy już to sobie uzmysłowimy, możemy się zastanowić, co dalej z tym fantem zrobimy.


KOMENTARZE

"

Instagram