Chyba nie muszę Was przekonywać, że wrocławskie kamienice i ich podwórka skrywają wiele tajemnic, które warto poznawać. Odkrywałam je już dla Was na Nadodrzu, jednak jak się okazuje, wciąż wiele przede mną! Dopiero niedawno wybrałam się w końcu na najbardziej kolorowe podwórko we Wrocławiu, które zachwyca różnobarwnymi muralami.
Jak myślicie, czy to dobry sposób na zaangażowanie mieszkańców do partycypacji w życiu osiedla? I czy takie malunki Wam się podobają? Wiecie, że ja jestem przeciwna pastelozie, która jest brakiem umiaru w stosowaniu kolorów, zwłaszcza pastelowych. A przy różnych dyskusjach na ten temat pojawiają się głowy, że o, pewnie, wielcy znawcy najchętniej widzieliby wszystkie bloki pomalowane na biało i szaro, bez żadnych kolorów! - i tu właśnie wychodzi niezrozumienie tego terminu, mówiącego o nadmiarze i nieopanowaniu w używaniu rozmaitych barw. A wszystko zależy od miejsca i przyjętej dla niego konwencji, dlatego przemyślane murale (nie graffiti czy tagi!) chętnie widzę w mieście. Po prostu nadają tej przestrzeni ciekawego charakteru i uroku. Ostatnio odwiedziłam też polską stolicę murali, czyli Łódź, która pod tym względem zrobiła na mnie wielkie wrażenie.
Jeszcze jedna sprawa na koniec - pamiętajcie, że to nie jest atrakcja turystyczna, tylko malownicze podwórko, które przede wszystkim ma służyć swoim mieszkańcom. Dlatego przygotujcie się na trochę błota, auta stojące pod ścianami, śmietniki, a czasami na jeszcze inne utrudnienia. Ja trafiłam na jakieś prace budowlane i nie mogłam zrobić fajnego zdjęcia całego muralu z van Goghiem, nie było też szans na stanięcie pod Mondrianem, za to można było zapozować z "Krzykiem" Muncha.
Ale mam nadzieję, że Was to nie zniechęci i też się tam wybierzecie. A może już byliście i chcecie podzielić się swoimi wrażeniami i zdjęciami? Czekam!
KOMENTARZE