Lizbona, miasto wzgórz


Lizbona zapisała się w moich wspomnieniach wąskimi, stromymi uliczkami, różnorakimi windami, wieloma punktami widokowymi i pysznymi pasteis de nata.

Lizbona z lotu ptaka
pierwszy kontakt z Lizboną - lądowanie o zachodzie słońca

Z punktu widzenia urbanistycznego, Lizbona powstała w idealnej lokalizacji - nie dość, że nad ujściem rzeki, to jeszcze na siedmiu wzgórzach. Dawało to przewagę militarną i handlową, a obecnie stanowi o uroku tego miasta. Rozległe rozlewisko Tagu imituje ocean, do którego z centrum miasta jest jeszcze kawałek, a wzgórza wymusiły zabudowę złożoną z labiryntu uliczek i schodów.

Właśnie dlatego najsłynniejszą dzielnicą Lizbony jest Alfama, położona na zboczu poniżej zamku św. Jerzego. Te wszystkie pocztówkowe widoki z czerwonymi dachami i wąskimi uliczkami - to właśnie tam.
Samego zamku nie zwiedzaliśmy (w kolejce po bilet trzeba byłoby spędzić z pół godziny), ale wybraliśmy się na najwyżej położony w tym mieście punkt widokowy Torre da Igreja - na wieży kościoła św. Jerzego.
Lizbona Alfama
Torre de Igreja
Lizbona Alfama
nocny widok z Miradouro de Santa Luzia
widok z punktu startowego windy Santa Justa

Nasz 24-godzinny bilet wykorzystaliśmy na przejazd metrem, autobusem, zabytkowymi tramwajami i windą Santa Justa. Króciutka przejażdżka tą ponad stuletnią windą jest podobno jednym z obowiązkowych punktów do zaliczenia w Lizbonie. Sam jej widok na pewno robi wrażenie, ułatwia przemieszczanie się po mieście (tylko niestety Google Maps wind pod uwagę w planowaniu tras nie bierze pod uwagę, dlatego trzeba tu być czujnym - a taka Lift Castelo zdecydowanie ułatwia spacer do zamku św. Jerzego, a niedawno w okolicy placu Martim Moniz oddano  do użytku także... schody ruchome). Ale nie wiem, czy jest to coś wartego oczekiwania ponad dziesięciu minut. A nawet w październiku chętnych turystów nie brakuje, dlatego obraliśmy inną strategię - wybraliśmy się tam na krótko przed zamknięciem.
Santa Justa Lizbona

Strasznie żałuję, że nie udało nam się skorzystać z innych wind (Windy de Bica, da Glória i do Lavra) , które na pierwszy rzut oka nie przypominają wind w ogóle, tylko wagoniki tramwajów jeżdżące tam i z powrotem po zboczu wzgórza. Za to zabytkowym, drewnianym tramwajem nr 28 przejechaliśmy się dwa razy! Mknący wąskimi, stromymi uliczkami pojazd sprawia wrażenie, jakby wyrwał się z jakiegoś lunaparku, bo emocje można porównać z przejażdżka kolejką górską. Niekiedy mijani ludzie wręcz przyklejali się do ścian budynków, bo wydawało się, że pędzący tramwaj za bardzo się zbliży. Nic dziwnego, kiedy czasami między oknem tramwaju (bez szyby!) a wyjściem z knajpy było jedynie pół metra - chociaż widocznie według Portugalczyków to odpowiednia szerokość chodnika, by zrobić w takim miejscu również przystanek. Ale pamiętajcie, że mowa tu o ludziach, którzy potrafią zostawić samochód na środku torów i wejść do knajpy. Wtedy tramwaj musi stać i czekać, bo przecież nie ominie, a w najgorszym przypadku - czekać na lawetę, która przestawi pojazd.

Jednak nie dla każdego będzie to tak wielkie przeżycie. Ja w swoim życiu tylko raz przejechałam się kolejką górską (i starczy!), a mała dziewczynka, która kawałek jechała z nami, była zupełnie niezainteresowana , bo wygodnie ułożyła się na siedzeniu i kolanach taty, i zasnęła.

Lizbona tramwaj 28

tramwaj 28 Lizbona

W Lizbonie, jak i w Porto, co krok natrafia się na domy pokryte azulejos. W pewnym momencie po prostu stwierdziłam (i to nie pierwszy raz podczas wakacji w Portugalii), że tu jest za dużo interesujących budynków i pięknych zakamarków, żebym miała co chwilę zatrzymywać się i robić zdjęcia, bo w ten sposób nic tak naprawdę nie zobaczę, bo na wszystko będę patrzyła przez pryzmat fotografii. Przede wszystkim zachwyciła mnie różnorodność wzorów - to tylko ułamek zdjęć, które zrobiłam.
Lizbona Alfama

Lizbona Alfama
Lizbona Alfama
Lizbona Alfama
azulejos

Sztuka uliczna Alfamy:
Lizbona Alfama
Lizbona Alfama
Lizbona Alfama
nie mogło zabraknąć sardynki, jednego z symboli Poartugalii
Lizbona Alfama

Czasami odzywają się we mnie jeszcze szafiarkowe korzenie. Wiedziałam od razu, że tę sukienkę muszę zabrać ze sobą do Portugalii i zapozować z jakimiś azulejos. Wprawdzie z bliska jej wzór przypomina raczej piec kaflowy, ale z daleko można wtopić się w tło! A obtłuczone kolano to pamiątka po pokonywaniu kamieni na skalistych plażach południowej Portugalii.



Płytki towarzyszyły nam z resztą już od początku wyprawy po Portugalii - takie znajdowały się pierwszym hostelu, w którym spaliśmy po przylocie.

Wzgórza, wszędzie wzgórza...
fontanna na placu Martim Moniz
widok na park Alameda Dom Afonso Henriques
Fonte Luminosa
Kolejnym miejscem, które przewijało się na wszystkich listach must see, które przeglądałam podczas przygotowania do wyjazdu, jest dzielnica Belem. Tutaj wielometrowe kolejki ustawiają się po Pasteis de Belem, podobno najsmaczniejsze pastele w całej Portugalii (chociaż dla mnie najsmaczniejsze będą te, które sama ostatnio zrobiłam). Są to babeczki budyniowe z ciasta francuskiego, które były moją ulubioną przekąską - dzień bez pastela był dniem straconym (za to kolejnego dnia trzeba było to nadrobić, zjadając co najmniej trzy), a oprócz tych tradycyjnych próbowaliśmy również z Lidla, Pingo Dolce, czyli odpowiednika naszej Biedronki, z małej knajpki na Alfamie, cukierni w Porto i z przyautostradowej stacji benzynowej (ta ostatnia była najgorsza, ale wciąż smaczna). W Fábrica de Pasteis de Belém znowu sprawdził się system zaglądania już wieczorem, kiedy w kolejce przed nami stały może ze cztery osoby, a nie czterdzieści.
pasteis de belem

Skoro już dotarliśmy do Belem (również zabytkowym, drewnianym tramwajem), to nie wracaliśmy tak od razu, tylko wybraliśmy się na spacer. To bardzo popularne miejsce na wycieczki, co było widać po ilości turystów. Z brzegu rzeki rozpościera się widok na Most 25 kwietnia, przez swój czerwony kolor przypominający Golden Gate w San Francisco (chociaż to z San Francisco–Oakland Bay Bridge łączy go więcej - zostały zbudowane przez tę samą firmę).


Ale Belem słynie również z Pomniku Odkrywców, mającego upamiętniać portugalskich śmiałków, którzy dokonali wielu odkryć geograficznych. Na szczycie pomnika znajduje się taras widokowy, ale trafiliśmy akurat na jego renowację.
Spod pomnika wystarczy przejść nieco ponad kilometr wzdłuż nabrzeża, by dotrzeć do jednego z Siedmiu Cudów Portugalii - Torre de Belem, która od XVI wieku wskazuje żeglarzom wejście do portu. Zbudowana w specyficznej dla Portugalii odmianie gotyku, stylu manuelińskim, kiedyś znajdowała się na środku rzeki Tag. Dopiero wielkie trzęsienie ziemi w 1755 roku sprawiło, że znajduje się tuż przy jej lewym brzegu. Tu również mieliśmy pecha i nie udało nam się wejść do środka - uroki podróżowania poza sezonem.

Z wielkimi odkrywcami związany jest również Klasztor Hieronimitów (również będący jednym z Siedmiu Cudów Portugalii), gdzie znajduje się grobowiec Vasco da Gamy.

Na Muzeum kolekcji Berardo (Museu Colecção Berardo - wystawiające sztukę współczesną i nowoczesną) trafiliśmy przypadkiem, bo zainteresowała mnie surowa bryła, widoczna od strony głównej drogi, a przypominająca niedostępny fort. Okazało się, że w środku skrywa się ogólnodostępny dziedziniec i zielony taras, gdzie można wypocząć. Nie wiem, jak to się stało, ale nie mam stamtąd więcej zdjęć, a miejsce zrobiło na mnie bardzo dobre wrażenie. Muzeum można zwiedzić, nie ruszając się z kanapy, wystarczy odpalić Google Street View.


To nawet nie połowa atrakcji, jakie ma do zaoferowania Lizbona. Warto zobaczyć chociażby nowoczesną dzielnicę Oriente (o której opowiem innym razem) czy muzeum płytek azulejos i mnóstwo innych miejsc, których nie miałam już szans zobaczyć, bo na to potrzeba by jeszcze kilku dni. A inne miejsca, które odwiedziłam podczas październikowych wczasów, pokazałam już tutaj.


większość zdjęć jest mojego, kilka opublikowałam za zgodą autora ;)



KOMENTARZE

"

Instagram