Betonia. Dom dla każdego?

betonia dom dla każdego chomątowska

Betonia... Sama ta nazwa od razu przenosi nas do jakiejś fantastycznej krainy, może i zbudowanej z szarego, surowego betonu, a jednocześnie wypełnionej ciepłem zamieszkujących ją ludzi. Tu każdy ma zapewnione co najmniej 15 metrów kwadratowych, ogrzewanie i ciepłą wodę, kuchnię i łazienkę przydzieloną do mieszkania. Do toalety nie trzeba już wychodzić na korytarz, albo - co gorsze! - na podwórze. Za oknem jest sporo przestrzeni, nikt nikomu przez balkon nie zagląda. Pod domem bezpiecznie bawią się dzieci, bo ruch samochodowy odbywa się zupełnie gdzie indziej, a i idąc do przedszkola czy do szkoły nie trzeba przekraczać żadnej ulicy. Sielska kraina. Utopia!

zachód słońca na lubińskim Kielichu


Nowe osiedla często powstawały w miejskiej próżni - gdzieś na obrzeżach, zajmując kolejne pola i tereny uprawne. Czasami jednak zajmowały miejsca dawnych kwartałów zabudowy, zbyt zniszczonych, zbyt zatłoczonych by dobrze się w nich mieszkało, tak jak to było na Bronksie w latach 70. czy w powojennej Warszawie.

II wojna światowa, po której zostały setki zbombardowanych miast i miliony Europejczyków bez dachu nad głową, wymusiła powrót do nowatorskich pomysłów testowanych na niewielką skalę od niemal stu lat. Trzeba było budować tanio i szybko. Sen o blokach, nawiedzający od dawna pionierów współczesnej architektury, mógł się wreszcie ziścić.

Betonowe bloki w takich rozmiarach i w takiej ilości nie mogłyby istnieć, gdyby nie inżynierowie, pracujący nad ulepszaniem technologii. Nowe rozwiązania techniczne, nowe metody montażu, modularność elementów miały sprawić, że nowe mieszkania będą powstawały w mgnieniu oka, niczym domki z klocków LEGO lub "architektoniczny odpowiednik Forda T". Wiadomo, do czego to doprowadziło. Budownictwo z wielkiej płyty (i w technologii wielkiego bloku, bo nie jest to wcale to samo, chociaż dla uproszczenia częściej mówi się o wielkiej płycie) pełne jest niedoróbek, z którymi jego mieszkańcy zmagają się do dziś. Ale to przecież nie jest żadna nowość, w końcu takim blokiem z wielkiej płyty jest kultowe Alternatywy 4, doskonale przedstawione w serialu z 1983 roku (i zgadnijcie, co właśnie ostatnio obejrzałam...). Mieszkańcy pochodzą z różnych warstw społecznych i wcześniej gnieździli się w sześć rodzin w jednym mieszkaniu w kamienicy czy zamieszkiwali budynki grożące zawaleniem. To miał być dla nich nowy początek, w pięknym, nowoczesnym domu.
„Betonia” to książka o miłości i nienawiści do bloków, o ich mitycznej, zbawczej roli społecznej, która zwykle okazywała się nierealnym marzeniem.

wrocławski manhattan
Jedno z ciekawszych osiedli we Wrocławiu - Wrocławski Manhatann (a bloki nazywane są również sedesowcami)

O tym właśnie jest książka Beaty Chomątowskiej "Betonia. Dom dla każdego", która jest inspiracją do napisania tego wpisu, bo to temat szalenie fascynujący i warty zgłębienia.
O głodzie mieszkaniowym świetnie opowiada również Filip Springer w "13 piętrach" - te dwie książki fantastycznie się uzupełniają. Chomątowska opowiada historię mieszkalnictwa wielorodzinnego od lat 30., jednak nie w sposób chronologiczny, więc czasami można się trochę pogubić. I chociaż z naszej polskiej perspektywy takie bloki to coś charakterystycznego właśnie dla naszego kraju czy ogólnie bloku wschodniego, to w "Betonii" odwiedzimy także osiedla rosyjskie, francuskie, niemieckie, brytyjskie, amerykańskie czy nawet szwedzkie. Bo często zapominamy, że nie tylko w naszym kraju z powodu powojennych zniszczeń brakowało mieszkań.
praga
widok z praskich Hradczan na piękne, czerwone dachy - i na bloki

Z drugiej strony, ze względu na swoją formę nie jest to książka dla każdego. Ponad 700 stron tekstu (przeplatanymi ciekawymi zdjęciami), pełnego cytatów i odniesień, czasami przytłacza. Nawet dla mnie, osoby wręcz połykającej książki, była to długa lektura. Ale braku researchu Chomątowskiej na pewno nie można zarzucić, co wiąże się też z tym, że pojawia się tu tak wiele wątków, które sama chciałabym poruszyć i rozwinąć, że to w sumie materiał na osobnego bloga! Już nawet tutaj pojawiło się w tym temacie kilka wpisów.

Zmiany w architekturze są przyczynkiem do opisywania zmian politycznych i społecznych - nie ma architektury nieosadzonej w społecznym kontekście. Blokowe mieszkalnictwo na pewno sprzyjało niegdyś nawiązywaniu kontaktów i sąsiedzkich przyjaźni i to między przedstawicielami różnych klas społecznych, co w latach po II wojnie światowej było tak naprawdę czymś niespotykanym. Przydział na mieszkanie mógł dostać lekarz, profesor, robotnik czy sklepikarka. Głównie odpowiadały za to wytyczne rządowe - czytając "Betonię" można zaobserwować, jak zmiany na najwyższych stanowiskach w państwie miały wpływ na tak wydawałoby się przyziemne sprawy, jak to, czy w kuchni będzie okno albo czy układy mieszkań wszędzie będą identyczne, czy architekci będą mogli pozmieniać plany pod przyszłych mieszkańców.

Jednocześnie takie zagęszczenie ludności na niewielkich przestrzeniach odzierało nieco z prywatności. Cienkie ściany, "osiedlowy monitoring" czy chociażby budowanie bloków w takiej odległości od siebie, że można sąsiadowi zajrzeć przez okno.

A oczy są wszędzie. Za firankami, na deptaku, w osiedlowym sklepie. Oczy wiejskich kumoszek [...]. Same za młodu mogłyby w potrzebie dać nura w las lub żyto; nastolatki z bloku, uwiezione w dojrzewających ciałach i przestrzeni osiedla, nie mają łatwego zadania. Ich pierwsze uniesienia są ukradkowe, szybkie, z rodzicami za ścianą i rodzeństwem doskonalącym się w roli szpiegów [...]
bloki w Lubinie - bez przybliżenia, po prostu budynki są tak blisko siebie ustawione
Patrząc z architektonicznego punku widzenia, bloki to nie tylko szare (bo "szary to nowy różowy"), wąskie prostopadłościany z wieloma mniejszymi kwadracikami, które prawdopodobnie  schematycznie narysowałoby dziecko, gdyby dostało takie zadanie, bo to właśnie ta powtarzalność okien na fasadach wydaje nam się najbardziej charakterystyczna. Władze chciały budować tanio i szybko, więc większość osiedli miało powstawać na zasadzie kopiuj-wklej z bardzo niewielkimi modyfikacjami poszczególnych budynków. Jeśli dane osiedle mieli planować wybitnie zaangażowani architekci, którzy próbowali przemycić bardziej ludzkie rozwiązania, mogły pojawiać się gdzieś na fasadach barwne mozaiki (dziś często po prostu przykryte przez niezbędne styropianowe ocieplenie i pastelozę, o której więcej pisałam tutaj), pojawiały się nawet mocne, kontrastujące kolory.

Bloki mogły być idealne, ale ludzie nie byli. Zaburzyli symetrię doniczkami, praniem suszącym się na balkonach, śmieciami w podwórkach. W Halle-Neustadt, Krakowie, Warszawie, Berlinie, Londynie, pod Sztokholmem i Paryżem - wszędzie tak samo. Przynieśli ze sobą kolory i hałas, wypełnili ściany zapachami, rzeczami, bałaganem. Wszystko popsuli.

Betonia nie jest jednak sentymentalną podróżą przez polskie, niemieckie i brytyjskie osiedla. To opowieść o idei masowego budownictwa, świetlanych szklanych domach przemienionych to w slumsy, to w luksusowe apartamentowce, a przede wszystkim brawurowa próba ukazania bloków takich, jakie są naprawdę – małych światów, które wywarły ogromny wpływ na historię współczesnej architektury.
Fragment opisu z tylnej okładki książki


Po latach patrzymy na blokowiska z zupełnie innej perspektywy. Z jednej strony nie jest to już ziemia obiecana, za jaką mieli je mieszkańcy przedwojennych, zrujnowanych kamienic. Z drugiej strony - nie myślimy już o nich jako o siedlisku najgorszych społecznych zachowań (skądś przecież wzięli się stereotypowi blokersi), którą to wizję propagowała chociażby książka "My, dzieci z dworca ZOO". Może to tylko nostalgia, która każe nam patrzeć na życie w blokach przez duchologiczne okulary. Ostatnio podobno wielka płyta wraca do łask - stare osiedla w porównaniu do nowych są blisko centrum, są tam sklepy i szkoły, centralne ogrzewanie; no, może tylko miejsc parkingowych czasami brakuje, a niektórzy specjaliści straszą, zbliża się data końca ich przydatności, ze względu na wykonanie z kiepskich materiałów.

Zabobrze - to tu ze znikającej Miedzianki przeniosła się część jej mieszkańców

Bloki na stałe wpisały się w nasz krajobraz - ten przyrodniczy i ten kulturowy. Czasami wręcz już nie zwracamy na nie większej uwagi, to w końcu coś, co jest z nami od zawsze, odkąd tylko pamiętamy, nawet jeśli w żadnym bloku nigdy nie mieszkaliśmy. Od czasów ich świetności nasze miasta musiały zmagać się z tyloma problemami - gentryfikacja, nadmiar ruchu samochodowego, brak miejsc parkingowych, zamykane osiedla, budowa wysokościowców - że bloki często pozostawiono samym sobie i kapitalizmowi. Dawne plany urbanistyczne nie mają znaczenia, kiedy przestrzenie między blokami nie są widziane jako tereny zielone i rekreacyjne, a atrakcyjne działki do zabudowania nowymi apartamentowcami i marketami.

Jaka przyszłość czeka blokowiska? To zależy od nas - od tego, jak będziemy traktować przestrzeń, w której mieszkamy i jakie decyzje mieszkaniowe będziemy podejmować. Czy Polacy dalej będą chętni mieszkać w wielkiej płycie, czy za parę lat te przestrzenie zagarną deweloperzy i nowe budownictwo? Zobaczymy!



Do poczytania:


Ten wpis o książce jest częścią częścią mojej serii Książka na każdy miesiąc. Do tej pory pojawiły się na blogu recenzje takich pozycji:






KOMENTARZE

"

Instagram